niedziela, 18 grudnia 2016

Sully (3 w 3)

Święto kina... czy mogłem sobie wybrać lepszą okazję na drugą odsłonę serii "3 w 3"? No chyba nie. Tym razem nie będą to premiery w 3 dni... tym razem 3 filmy w 3 różnych kinach. Jako pierwszy ląduje (he he he) "Sully" obejrzany w Heliosie. Zapraszam:

Tom Hanks i Clint Eastwood... czy można sobie wyobrazić lepsze połączenie? W sumie można, ale to też jest mocarne. Dlatego oczy mi się zaświeciły gdy dowiedziałem się o powstawaniu filmu "Sully" - tym bardziej, że uwielbiam filmy oparte na faktach. Czy się zawiodłem? Ciężko powiedzieć... na pewno czułem "lekki" niedosyt.

Fabuła nie leci, ani nawet nie płynie. Zabiera Cie na krótki spacer po molo i to wszystko. Zabrakło mi tutaj przede wszystkim budowania. Budowania napięcia, niepokoju. Budowania niepewności i dylematów wewnętrznych głównego bohatera. Budowania wszystkich innych postaci, niezależnie czy drugo czy wieloplanowych. 

Postacie są niewiarygodnie papierowe, sama historia nijaka, bo naszpikowana ciągłymi flashbackami. Naprawdę, o jeden za dużo. Dosłownie. Jeden flashback zrujnował atmosferę w filmie. Bo zamiast pokazywać to w połowie, mogli ograniczyć się jedynie do końcowej retrospekcji z lotu "jak to było naprawdę". A tak mamy to dwa razy, po co? Nie wiem. I tak samo nie rozumiem cofania się aż do lat młodzieńczych głównego bohatera. Ale chyba jakoś trzeba było zapchać czas, prawda?

I w zasadzie to tyle. Nie ma co więcej opisywać. Film można skrócić do 20 minut. Wynieślibyśmy z niego tyle samo. Zamiast bawić się w retrospekcje, z dzieciństwa, setny raz z katastrofy, powinni byli postawić na tę walkę i utratę zmysłów głównego bohatera. Jego niepewność, która oddziaływałaby na widza, która sam zaczął by się zastanawiać: "czy to była na pewno słuszna decyzja?".

Technicznie... cóż. Zdjęcia ładne. Przepiękna kolorystyka, bardzo zimna, surowa. Oddająca pustkę jaką miał w sobie bohater pomimo siedzenia w największej metropolii świata. Muzyka dobra, montaż tak samo. Gra aktorska wiadomo, chociaż Hanks wydaje mi się już zmęczony karierą. Powoli wygląda jakby do każdej roli zakładał jedną i tę samą maskę. Wiadomo, to wciąż najwyższa klasa, ale trochę widać tę jego niechęć i bezpieczną strefę w każdym filmie. 

Za to efekty specjalne... o kur... cze, no powiem szczerze, że gdy pierwszy raz wszedł ten z animowany samolot to parsknąłem śmiechem. Serio Panie Eastwood? Po Panu bym się tego nie spodziewał... coś okropnego.

Ocena końcowa to 7/10. Film rzemieślniczo po prostu dobry... nic ponadto. A mógł być ponadto. Wystarczyło trochę zaangażowania, a nie myśl: "robimy kolejny wysokobudżetowy film... dajcie tutaj ten szkielet dla takich produkcji, resztę dobudujemy". Wówczas moglibyśmy mówić o filmie na wyższym standardzie. Który wciąż jest niczym nowym, ale przynajmniej nie kolejną kalką. Tylko nad tą animacją jeszcze trzeba by było popracować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz